Updates from Październik, 2012 Toggle Comment Threads | Skróty klawiaturowe

  • jacekschmidt 22:15 on 29 October 2012 Bezpośredni odnośnik | Odpowiedz
    Tags: , , ,   

    Światło w nocy ciemnej 

    Prezentuję kolejny wybrany artykuł z archiwum mego bloga na Frondzie, tym razem na temat depresji. Zamieszczam także wybrane komentarze.

    Światło w nocy ciemnej

    Dodano: czwartek, 14 października 2010, 23:02

    Miałem w swoim życiu okres kilku depresyjnych miesięcy w końcu lat 90-tych… Gromadzące się od dłuższego czasu problemy ogarnęły mnie wtedy ze wszystkich stron, poczynając od relacji w rodzinie, skończywszy na braku pracy i pogłębiających się problemach materialnych. Mam skłonność do izolowania się – zaniedbuję wtedy osobistą modlitwę, zamykam się w sobie, chcę uciec w “zamknięcie przed złym światem”. Wiem przy tym, że jest to skłonność niedobra, z którą muszę się zmagać w zasadzie całe swe życie. Jednak w tamtym momencie stan najpierw przygnębienia, a potem obezwładniającej izolacji był bardzo mocny. W zasadzie objawiał się tym, że nie miałem siły witalnej by wstać z łóżka. Ktoś może zarzucić lenistwo, ale to nie było to, gdyż odkąd pamiętam zawsze byłem bardzo aktywny. Dużo pracowałem, często aż do przesady. Aż tu nieoczekiwanie przyszedł taki ciężar. Rano po przebudzeniu byłem tak zmęczony, że nie byłem wstanie normalnie funkcjonować. Ogarnął mnie stan koszmarnej beznadziejności, braku jakiejkolwiek perspektywy.
    Nie byłem wtedy świadomy, że rozpoczęła się u mnie choroba depresji, jednak miałem świadomość, że jakbym dobiegł do kresu życia, że nie mam siły żyć dłużej… Wracając do tego stanu samopoczucia emocjonalnego i psychicznego widzę taką wewnętrzną ciemność, która chciała mnie jakby pochłonąć, tak jakbym był wssysany przez rzeczywistość bez nadziei i bez przyszłości. Nie myślałem o śmierci, gdyż wiara moja wzbraniała się przed tym, jednak nie byłem w stanie nawet się modlić. Zapewne możliwe jest w takiej sytuacji popełnienie samobójstwa, rozumiem także, że można popaść w chorobę psychiczną mającą charakter trwały i trudno uleczalny. Mogę powiedzieć, że otarłem się o tą świadomość.

    Dziś z perspektywy widzę, jak bardzo Boża opatrzność czuwała nade mną, by nie dać mi się pogrążyć. Odwiedził mnie (ni stąd ni zowąd) pewien człowiek, który zaczął ze mną rozmawiać o św. Janie od Krzyża. Rozmawiać to może za duże słowo – po prostu opowiadał mi o Jego życiu, zwłaszcza o doświadczeniu “nocy ciemnej”. W przedziwny dla mnie sposób odkryłem, że ten wielki święty i Doktor Kościoła został doświadczony sytuacją traumatyczną – mowa o kilkumiesięcznym uwięzieniu – i w całym tym doświadczeniu skrystalizowała się Jego duchowość. Ta ciemność, która Go dotknęła, nie pokonała jego duszy – wręcz odwrotnie – stała się punktem wyjścia dla “mistyki nocy ciemnej”. Słuchałem tej relacji i tak jakby Boże światło zaczęło przebijać ten mój wewnętrzny mrok.

    W niedługi czas potem otrzymałem kasety z nagranymi rekolekcjami na temat doświadczenia depresji, jako stanu nocy ciemnej, które głosił ks. Krzysztof Grzywocz z Opola na przykładzie duchowości św. Jana od Krzyża. Sesja taka odbyła się w ramach Centrum Formacji Duchowej prowadzonego przez Księży Salwatorianów w Krakowie. Słuchałem tych kaset wielokrotnie i w zawartych tam diagnozach i opisach stanów depresyjnych odnajdywałem się w różnych kontekstach życiowych. Jednak kluczowe okazało się dla mnie zobaczenie różnicy między duchowym mrokiem, a ciemnością duchową.

    Okazuje się, że wielu z nas doświadcza stanu duchowego i psychicznego mroku. Są to stany depresyjne o różnym natężeniu i zróżnicowanym przebiegu – od ciężkich depresji klinicznych do stanów depresyjnych rozładowywanych na przeróżne sposoby (od jesiennej chandry, poprzez np. upijanie się czy kompulsacyjne objadanie słodyczami do szukania rozwiązań pozornych np. w postaci pracoholizmu).

    Wszystkich nas to dotyka, jednak okazuje się, że we współczesnej cywilizacji stres jest tak duży, że mniej więcej ¼ populacji doświadcza stanów depresyjnych kwalifikujących się do leczenia, gdyż sami nie radzimy sobie z tymi napięciami i z tym wewnętrznym mrokiem. Mrok jest to sytuacja “duchowego zamroczenia”, takiego poruszania się po omacku, jakby we mgle. Żeby się nie zagubić na szlakach naszego życia zapalamy różne “światełka i świecidełka”. A to takim światełkiem są pieniądze i dorabianie się, a to kariera zawodowa, albo budowa domu… Rzeczy te nie są złe same w sobie. Jednak, kiedy stają się światełkiem w mroku (jedynym punktem odniesienia dla celu w życiu) to stanowią jakąś iluzję – nigdy nie doprowadzą nas do przezwyciężenia tego mroku.

    W tym momencie przypomina mi się opisujący ten nasz stan fragment Kantyku Zachariasza, który napełniony Duchem Świętym prorokował: “dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1,78-79). Przebywając tu na ziemi “mieszkamy w cieniu i mroku śmierci”, jednak jest zasadnicza różnica między mrokiem, a ciemnością. W mroku kojarzonym z zamroczeniem, zamgleniem poruszamy się niejako po omacku. Co najwyżej możemy dostrzec (jak przez zasłonę) jakieś bliskie nam światełka. W depresji stan mroku pokonuje nas obezwładniając funkcje naszej duszy… W mroku nie możemy dostrzec światła wiecznego, nie może nas nawiedzić Jezus Chrystus jako Wschodzące Słońce. Inaczej jest z ciemnością – choćby była najczarniejsza, możemy dostrzec wieczną gwiazdę – Jezusa, który przeprowadzi nas przez ciemność gdyż On jest światłością i żadna ciemność nie może Go ogarnąć.

    Tego właśnie doświadczył św. Jan od Krzyża w czasie swego uwięzienia. W sytuacji skrajnego upokorzenia (uwięziony przez współbraci, poddawany upokarzającym szykanom), posądzany o najgorsze rzeczy, w zwątpieniu o słuszności zamierzonej drogi związanej z reformą Karmelu, w atakach i pokuszeniach diabelskich – wszedł w tę noc ciemną ze światłem Chrystusa. W tej ciemności doświadczył największego bezpieczeństwa i pokoju dzięki temu wiecznemu światłu. Można powiedzieć, że doświadczył samej głębi Bożego Miłosierdzia, gdyż znalazł się na łonie Ojca – gdzie jest ciemno, ale gdzie wieczny Bóg jest bardzo blisko. Właśnie to mistyczne doświadczenie ciemności stało się podstawą do duchowości św. Jana od Krzyża – wcześniej przed uwięzieniem w zasadzie nie pisał on nic poza niewielkimi poematami. Cała twórczość, mistycyzm i teologia “Doktora Nocy” wynikła z tego głębokiego spotkania z wiecznym światłem w jego “duszy nocy ciemnej”.

    Zobaczyłem – na daną mi miarę moich osobistych doświadczeń, że o zwycięstwie lub porażce nad naszymi mrokami i zamroczeniami w jakże wielu sytuacjach życiowych decyduje to, czy poddamy się narzucającej się iluzji, że oto wszystko się skończyło, że siły się wyczerpały, że nie ma wyjścia, kto wie – może Bóg nas opuścił? Czy też dostrzeżemy Boże miłosierdzie i Boże światło zdolne przebić najczarniejszą noc i zwyciężyć największe ciemności? W tamtej sytuacji Jezus Chrystus za przyczyną troski człowieka, który nie pozostawił mnie samego, ukazał mi świadectwo św. Jana od Krzyża dzięki rekolekcjom ks. Krzysztofa. To przedziwne, jak Bóg realizuje swój plan zbawienia przez ciąg świadków Jego Miłosierdzia – od największych Doktorów i Mistyków Kościoła przez kapłanów i braci w wierze, po słabych i chorych i źle się mających.

    JEZU CHRYSTE, UFAMY TOBIE! PANIE SPRAW ABYŚMY PRZEJRZELI I UJRZELI ŚWIATŁOŚĆ WIECZNĄ!

    Odsłon: 996
    Komentarze: 12

    1. Zakrystianka72 napisał/a: piątek, 15 października 2010, 10:54 – Mam też doświadczenie ciemnej nocy, z której dzięki Bożemu światłu udało mi się wyjść i wiele w życiu pozmieniać. Miłosierdzie Boże otworzyło nowe drzwi, za którymi wszystko jest piękniejsze i lepsze. Św. Jan od Krzyża również dla mnie był i jest wielką pomocą! Powtórzę: JEZU UFAM TOBIE!

    2. Mudek napisał/a: piątek, 15 października 2010, 14:03 – Witam kolegę. Z zainteresowaniem czytałem kiedyś artykuły. Miło znowu widzieć a jeszcze lepiej wiedzieć że sprawy ok. Moim zdaniem nie ma depresji jest tylko ciężki atak na który najlepszym lekarstwem jest powierzenie swojego życia Maryi.

    3. Xanaka napisał/a: piątek, 15 października 2010, 15:02 – Świetny tekst! pozdrawiam:)

    4. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 15:51 – Super wpis. Dzięki. A tu znalazłam bardzo ciekawy wywiad z w/w ks. Krzysztofem Grzywoczem. Gorąco polecam.

    5. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 17:07 – Fragment wywiady powyższego: „Z tego, co Ksiądz mówi, wynika coś raczej nieoczekiwanego: że to właśnie asceza pozwala nam dobrze zaspokajać nasze potrzeby i pragnienia? – Asceza raczej odblokowuje różne potrzeby w nas, niż je tłumi. Odsłania pewną ich hierarchię. W człowieku są różne poziomy potrzeb: poziom fizjologiczny (potrzeba jedzenia, spania, pójścia do toalety), psychiczny (potrzeba rozmowy z drugim, intymności, potrzeby intelektualne, uczuciowe, seksualne), duchowy (potrzeba modlitwy, powierzenia się Bogu, transcendencji). Jeżeli przejem się albo nie wyśpię, „zabetonuję się” na tym pierwszym poziomie – trudno może mi będzie wówczas czytać, modlić się, rzeczywiście z kimś się spotkać. Jeżeli natomiast te podstawowe potrzeby są dobrze zaspokojone, to wtedy wchodzimy w świat potrzeb głębszych – pojawia się potrzeba rozmowy, potem głębszej rozmowy, odsłonięcia się. Potem schodzimy jeszcze głębiej – aż do potrzeb duchowych. Zdarza się, że ludzie nie mają dostępu do potrzeb duchowych również dlatego, że mają źle zaspokojone potrzeby psychiczne i fizyczne.”

    6. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 17:07 – Dobre wypełnienie poszczególnych potrzeb sprawia, że tworzy się kanał komunikacyjny – taka pusta przestrzeń, jak szyb w kopalni. Można się nią wówczas przespacerować przez cały świat naszych potrzeb – najlepiej z Chrystusem i modląc się – i zobaczyć ich stan. Do mnie należy wybór, którą z tych potrzeb zaspokajam. Jeżeli wypcham się jedzeniem, seksem, odpoczynkiem, nawet wiedzą – mogę zablokować się wobec innych potrzeb. Po pewnym czasie odkrywam i doświadczam, że źródłem wszystkich głodów jest zaniedbanie więzi z Bogiem – głód Boga, to on objawia się „bulimią” albo „anoreksją” w sferze potrzeb psychicznych i fizycznych. Jednym z największych błędów jest wyodrębnianie ascezy z całości życia, ograniczanie jej do jednej tylko sfery. Człowiek składa się z kilku wymiarów, one nie istnieją oddzielnie, przeciwnie – bardzo od siebie zależą. Każda z tych sfer ma swoje potrzeby, różne głody domagające się zaspokojenia. Każda potrzeba ze swej natury jest ascetyczna. Wymaga ascezy, żeby odnaleźć swoją istotę i swoją pełnię. Dobrze jest, kiedy nasze spotkania z innymi są ascetyczne, czyli rozpięte pomiędzy dystansem a bliskością – wówczas istnieje szansa otwarcia na drugiego, rezygnacji z siebie. Ascetyczny znaczy po prostu normalny…

    7. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 17:11 – Wielcy asceci mają dużo czasu. to znaczy tyle, ile trzeba. Często aż trudno pojąć, jak oni mogli tyle zdziałać, skąd brali na to czas. Weźmy Hansa Ursa von Balthasara, który był duszpasterzem akademickim, kierownikiem duchowym, prowadził rekolekcje, mnóstwo czytał, a przy tym sam pisał mądre i piękne książki, napisał ich bardzo dużo. Zasada jest prosta – jeżeli chcesz albo musisz dużo pracować, powinieneś dużo się modlić. Ludzie modlitwy byli w stanie zrobić wiele naprawdę wielkich rzeczy. Ci, którzy żyją małą ascezą, mają mało czasu. Bóg jest źródłem czasu. Kiedy odchodzimy od Boga, tracimy czas, jeśli się modlimy – mamy tyle czasu, ile nam trzeba. Asceza potrzebuje czasu, ale również czas potrzebuje ascezy. Muszę wybierać, odmawiać, nie mogę przyjmować wszystkich propozycji, chociaż każda z nich byłaby arcyciekawa.

    8. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 17:19 – Dzięki jeszcze raz za polecenie tego księdza. Kapitalny. Powinna to być obowiązkowa lektura dla młodzieży i rodziców. Często wychodzimy już mocno pokiereszowani, z mocno pokiereszowanych domów w życie, które jeszcze bardziej nas dołuje. I często tak trudno jest dostrzec to światełko w tunelu. A ono jest. Mam nadzieje, ze uda mi się zdobyć Jego książki w kraju niszczonym przez Obamę i spółkę z o.o.

    9. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 18:03 – Kolejny ciekawy fragment „Ważne też, żeby pragnienie doskonałości nie oznaczało popadania w iluzję. Małżeństwo, które jest tak doskonałe, że nie można się w nim pokłócić, nie jest dobrym małżeństwem. Jeżeli wierzę, że przyjdzie taki moment, że nie będę miał grzechu, że nie będą pojawiały się we mnie żadne uczucia typu: zniecierpliwienie, zazdrość, złość – to jest iluzja. Wiem, że tak nigdy nie będzie, a jednak staram się o to. Dzisiaj kultura bardzo zaniża poziom doskonałości, proponując człowiekowi różne półśrodki, nierzadko zamykając mu tym samym dostęp do tego, co naprawdę piękne i ważne. W samochodzie jest pięć biegów, podobnie w człowieku jest co najmniej kilka „biegów”, ważne, żebym je wykorzystywał. Czasem jedziemy przez całe życie na pierwszym biegu, zapominając o pozostałych. Czasem natomiast zdarza się, że muszę z czegoś zrezygnować, czego być może bardzo pragnę, bo nie mam predyspozycji, żeby to osiągnąć. To oczywiste, że nie będę dobrym koszykarzem, jeżeli mam 150 cm wzrostu, pomimo że będę wytrwale ćwiczył. Trzeba być realistą”.

    10. Ziutkowa napisał/a: piątek, 15 października 2010, 18:07 – „Prawdziwego ascetę poznaje się po miłości – czy potrafi kochać Boga, żonę, swoich parafian, studentów. Czy potrafi się bawić, cieszyć; ale też, czy potrafi mówić „nie”, również tym, których kocha. Miłość jest ascetyczna, nie ma miłości bez ascezy, ponieważ w niej zawsze jest rezygnacja. Jeżeli nie potrafię powiedzieć „nie”, moje „tak” nie ma wartości. Celem jest miłość, a nie asceza. Jeżeli nie ma miłości, to trudno mówić o ascezie. Ona jest po to, żeby stół mógł być obfity. Asceza – to otwierające zaspokojenie.”

    11. Jacek Schmidt napisał/a: sobota, 16 października 2010, 17:08 – Bardzo dziękuję Ziutkowej za komentarze i rozwinięcie tematu i za namiary wywiadu z ks. Grzywoczem. Wogóle to polecam sesje u Salwatorianów w Krakowie.

     
  • jacekschmidt 00:51 on 29 October 2012 Bezpośredni odnośnik | Odpowiedz  

    O potrzebie modlitwy wstawienniczej 

    Przedstawiam kolejny artykuł z archiwum mego frondowego bloga, tym razem z końca maja 2010 na temat modlitwy wstawienniczej. Był to czas po tragedii smoleńskiej, kitórej poświęciłem kilka poprzednich wpisów. Był to dla mnie ważny czas przemiany, takiej aktywności wynikającej z potrzeby tamtego czasu ponownej solidarności Polaków w obliczu narodowej żałoby. Potrzeba wspólnej mnodlitwy aktualizuje się do dzisiejszego dnia w formie np. Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę.

     

    O potrzebie modlitwy wstawienniczej

    kategoria: Modlitwa
    Dodano: czwartek, 27 maja 2010, 16:10
    Modlę się z moimi dziećmi od mniej więcej dwóch lat taką modlitwą wstawienniczą w formie łańcucha modlitewnego. Codziennie mieliśmy intencje i wzajemne zobowiązanie do modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia po 15-tej /w godzinie Bożego Miłosierdzia/, oraz jakąś częścią Różańca Świętego w godzinie Apelu Jasnogórskiego po 21-szej. Wspólna modlitwa nie wyczerpywała modlitwy osobistej. Od Zesłania Ducha Świętego zaczęliśmy wspólnie kolejny łańcuch modlitewny, do którego dołączył się nasz przyjaciel w intencji swojej rodziny. Widzimy wielkie owoce tej modlitwy do tej pory, przede wszystkim w nas samych i w integracji naszej relacji. Myślę, że w kontekście całego poruszenia w naszej Ojczyźnie – Solidarnych 2010, wstrząsu powodziowego, zbliżających się wyborów – taka forma wspólnej modlitwy może być pomocna dla uczestników portalu Fronda.  […]

    Modlitwa wstawiennicza, jej ważność i skuteczność, pierwszy raz w Biblii jest ukazana w Księdze Wyjścia w opisie zwycięstwa nad Amalekitami (Wj 17,8-16). Mojżesz stanął na szczycie góry z laską Boga w ręku (symbol Bożej łaski i mocy oraz pasterskiego panowania Boga). Czytamy w wersie 11: „Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, przewagę miała Amalekita”. Trzymanie wzniesionych wysoko rąk przez Mojżesza zapewniły zwycięstwo i jest symbol, a także znak modlitwy wstawienniczej…
    Istotą modlitwy wstawienniczej jest burzenie twierdz warownych o charakterze duchowym, jak mówi św. Paweł: „Chociaż bowiem w ciele pozostajemy, nie prowadzimy walki według ciała, gdyż oręż naszego bojowania nie jest z ciała, lecz posiada moc burzenia, dla Boga, twierdz warownych. Udaremniamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga i wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi” (2 Kor 10,3-5). W tym znaczeniu modlitwa wstawiennicza jest walką duchową z siłami ciemności i wymaga zrozumienia idei walki duchowej na tym świecie, tak jak ją rozumiał współpracownik św. Pawła: „pozdrawia was rodak wasz Epafras, sługa Jezusa Chrystusa, zawsze walczący za was w modlitwach o to, abyście stali mocno, doskonali w pełnieniu każdej woli Bożej. Świadczę o nim, że usilnie się troszczy o was oraz o tych, którzy są w Laodycei i w Hierapolis” (Kol 4,12-13)
    W istocie postać Epafrasa może stanowić dla nas wzór modlitewnego oranta – wstawiennika. Jak ważna to rola świadczy np. fragment Księgi Izajasza: „Ujrzał też, że brakowało ludzi, i zdumiał się, że nie było orędownika. Wówczas Jego ramię przyniosło Mu zwycięstwo, a Jego sprawiedliwość była Mu podporą.” (Iz 59,16) Bóg widzi brak wstawiennictwa jako zło, gdyż wtedy nie możliwe jest zapanowanie Jego prawa jak czytamy w Iz 59,15…

    W wielu miejscach jesteśmy wzywani do wspólnej modlitwy. Wystarczy przytoczyć cytaty:
    • „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym.” (Łk 21,36);
    • „…wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych.” (Ef 6,18);
    • „Módlcie się jednocześnie i za nas, aby Bóg otworzył nam podwoje dla słowa, dla wypowiedzenia tajemnicy – Chrystusa, za co też jestem do tej pory więźniem.” (Kol 4,3);
    • „…nieustannie się módlcie!” (1 Tes 5,17);

    • „Bracia, módlcie się także i za nas!” (1 Tes 5,25);
    • „Poza tym, bracia, módlcie się za nas, aby słowo Pańskie rozszerzało się i rozsławiło, podobnie jak jest pośród was.” (2 Tes 3,1).
    Zasada jedności na modlitwie odnosi się także do zgodności w intencji – mówi o tym Jezus w Ewangelii św. Mateusza 18,19-20 „Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.” Wreszcie Apostoł Jakub zachęca nas w swoim liście: „…módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego.” (Jk 5,16).
    Nie jest moim zamiarem pisać teraz jakiejś rozprawki na temat modlitwy wstawienniczej, jednak warto abym zwrócił wam uwagę na orędownictwo św. Pawła w następujących przykładach:
    • wobec Rzymian: „Bóg bowiem, któremu służę w głębi ducha, głosząc Ewangelię Jego Syna, jest mi świadkiem, jak nieustannie was wspominam, prosząc we wszystkich modlitwach moich, by kiedyś wreszcie za wolą Bożą…” (Rz 1,9-10);
    • wobec Koryntian: „Bogu mojemu wciąż dziękuję za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i poznanie” 1 Kor 1,4-5nn;
    • do Efezjan: „Przeto i ja usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca tak, abyście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły.” (Ef 1,15-19);
    • do Filipian: „Dziękuję Bogu ilekroć was wspominam – zawsze w każdej modlitwie, zanosząc ją z radością za was wszystkich – z powodu waszego udziału w szerzeniu Ewangelii od pierwszego dnia aż do chwili obecnej. Mam właśnie ufność, że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa. Słusznie przecież mogę tak o was myśleć, bo noszę was wszystkich w moim sercu jako tych, którzy mają udział w mojej łasce […]. A modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i bardziej w głębszym poznaniu i wszelkim wyczuciu, dla oceny tego, co lepsze, abyście byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa, napełnieni plonem sprawiedliwości, nabytym przez Jezusa Chrystusa ku chwale i czci Boga.” (Flp 1,3-11);

    • do Kolosan: „Dzięki czynimy Bogu, Ojcu Pana naszego Jezusa Chrystusa, zawsze, ilekroć modlimy się za was – odkąd usłyszeliśmy o waszej wierze w Chrystusie Jezusie i o waszej miłości…” (Kol 1,3-4) – zobacz także modlitwę św. Pawła o znajomość Boga potwierdzoną życiem Kol 1,9-14 jako jeden z wzorów biblijnej modlitwy wstawienniczej;

    • do Tesaloniczan: „Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspominając o was nieustannie w naszych modlitwach, pomni przed Bogiem i Ojcem naszym na wasze dzieło wiary, na trud miłości i na wytrwałą nadzieję w Panu naszym Jezusie Chrystusie. Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu waszym.” Skutek tej modlitwy wstawienniczej (1Tes 1,3-4); to wzrost duchowy, o czym pisze św. Paweł do Tesaloniczan w liście następnym: „Bracia, zawsze winniśmy za was Bogu dziękować, co jest rzeczą słuszną, bo wiara wasza bardzo wzrasta, a miłość u każdego z was obfituje, i to tak, że my sami w Kościołach Bożych chlubimy się wami z powodu waszej cierpliwości i wiary…” (2Tes 1,3-4).Warto w kontekście modlitwy wstawienniczej przeczytać także zalecenia św. Pawła do wspólnych modlitw z 1 listu do Tymoteusza 2,1nn; a także zachęta do modlitwy w Hbr 13,18nn i wezwanie do modlitwy wzajemnej w sytuacji nieszczęścia lub choroby u Jk 5,13nn.

    Na koniec tego przeglądu biblijnego jeszcze uwaga, że modlitwa wstawiennicza jest nam potrzebna, aby usunąć przeszkody, które kładzie przed nami zły duch. Chce on nas okraść z Bożej chwały i błogosławieństwa: „Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przy-szedłem po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości” (J 10,10). Trwa walka o nasze dusze i ciała, jesteśmy (czy tego chcemy, czy nie) w stanie permanentnej wojny. Modlitwa wstawiennicza ma nas zarówno wzajemnie chronić, jak i otwierać na Bożą rzeczywistość.

    Idąc za naszym Pasterzem otrzymujemy życie i to w obfitości – jeśli nasze serce jest zanurzone w Bożej miłości:
    • „Z całą pilnością strzeż swojego serca, bo życie ma tam swoje źródło” (Prz 4,23);
    • „Panie, ukarzesz mi ścieżkę życia” (Ps 16,11);
    • „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi” (J 1,4)
    • „A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie” (J 5,40);
    • „Wszystkim tym jednak, którzy Je [czyli Słowo Boże] przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego” J 1,12.

    Musimy walczyć o siebie wzajemnie, zwłaszcza musimy chronić swoje plecy (miejsca słabe i nieuzbrojone w Bożą moc). Właśnie – w tym celu potrzebujemy przybrać zbroję Bożą do walki duchowej, czyli konkretne uzbrojenie duchowe. Trzeba się ćwiczyć w jego skutecznym używaniu i rozwijaniu mocy. Oto znany opis zbroi duchowej z Listu św. Pawła do Efezjan 6,10-18: „W końcu bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest Słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z cała usilnością i proście za wszystkich świętych.”

    Odsłon: 812
    Komentarze: 7 (poniżej – wybór)
    1. mieczobosieczny napisał/a: czwartek, 27 maja 2010, 23:30 – Dziękuję za ten artykuł, proszę też o wstawiennictwo w mojej akcji za lewicę http://www.fronda.pl/justina1988. Pozdrawiam serdecznie!!!

     

    2. Mudek napisał/a: piątek, 28 maja 2010, 09:02 – Dziękuję za artykuł. Jakie efekty są u najbliższych? Ja rozpocząłem intensywną modlitwę i post o chlebie i wodzie za najbliższych w październiku. Widzę dużo cudów które się dzieją. Po 30 latach spowiedź i komunia mojego ojca jest to jeden z większych sukcesów. Najgorzej jest chyba zacząć i uwierzyć w siłę modlitwy. Ludzie których znam nie wierzą tak naprawdę w siłę modlitwy. Jeśli nie wierzą to jak ich modlitwa ma być wysłuchana. Mamy w rodzinie dużo zranień. Kiedy sugeruję aby prosić Jezusa w modlitwie uzdrowienia. Dostaję odpowiedź że modlitwa to nie wszystko. Sprawy powoli się zmieniają ktoś musi pokutować i modlić się aby spłynęła łaska.

     

    3. Ethelred napisał/a: piątek, 28 maja 2010, 10:28 – A ja mam takie pytanie – wiem, że wyda się niektórym dziwne: w jaki sposób Waszym zdaniem „działa” modlitwa? Co się musi stać, aby przyniosła jakiś efekt?
    4. Jacek Schmidt napisał/a: piątek, 28 maja 2010, 10:57 – Mudek, EtH82@ Modlitwa to nie wszystko… tak, ale bez modlitwy wszystko zaczyna się psuć i idzie źle, nie w tym kierunku. Z mego doświadczenia widać, że najtrudniej jest wytrwać w modlitwie, kiedy jest ona jak krople drążące skałę. Istnieje opór materii duchowej. Modlitwa – zwłaszcza wstawiennicza – kieruje nas ku poznaniu siebie w Chrystusie. Przestajemy wałęsać się po bezdrożach, tylko rozpoznajemy Bożą drogę.
    5. Leonka napisał/a: piątek, 28 maja 2010, 15:47 – Dziękuję za ten wpis. Próbuję praktykować, ale rzeczywiście- opór jest spory. Chciałabym jakoś bardziej rodzinnie się modlić, ale jakoś się nie udaje jak dotąd. Czy ktoś zna sprawdzone sposoby na rozkręcenie modlitwy rodzinnej? Byłabym bardzo wdzięczna za sugestie. Pozdrawiam

    6. Gojga napisał/a: niedziela, 17 października 2010, 14:17 – Dzięki za ten wpis! Wierzę bardzo w modlitwę wstawienniczą, nawet, jeśli oczekiwane przez nas efekty nie są natychmiastowe, Pan Bóg to nie szafa grająca, ale wyraźnie daje nam wskazówki i namawia do wzajemnego wstawiennictwa, mało tego, obiecuje, że jeśli zgodnie o cokolwiek prosić będziemy, otrzymamy!.. jeśli jest to zgodne z Jego wolą. Każda modlitwa, jako rozmowa z Bogiem, przybliża nas do Niego. Ale nauczyłam się też prosić przede wszystkim o Jego Królestwo w moim sercu i życiu, bo reszta będzie dodana. Efekty modlitwy są!!! Ważne jest też wsłuchiwanie się w Niego samego, bo czasami oczekuje od nas zupełnie czego innego, niż my chcemy…

     
  • jacekschmidt 01:31 on 28 October 2012 Bezpośredni odnośnik | Odpowiedz  

    Dobra nowina o lęku i ucieczce 

    Drodzy Czytelnicy – starzy z Frondy i nowi… Zaczynam odtwarzać w tym miejscu mój blog z Frondy, wraz z ciekawszymi komentarzami. Blog ten został zabanowany przez administrację tego portalu końcem sierpnia 2012 r. (trzykrotnie). Może kiedyś napiszę o powodach, bo jest to opis sam w sobie interesujący. Jednak póki co – zapraszam do lektury starych artykułów… Oto pierwszy z nich, pochodzący z książki „Szok charyzmatyczny” z roku 1996.

     

    Dobra Nowina o lęku i ucieczce

     

    kategoria: Religia

    Dodano: niedziela, 28 marca 2010, 00:36

     

    Nie można nauczyć się żyć z lękiem, ponieważ jest on świadectwem nieobecności Bożej miłości i brakiem przyjęcia przebaczenia. Jeżeli ktoś musi żyć z lękiem, to znaczy, że funkcjonuje według mentalności Adama, który powiedział Bogu, gdy ten go wołał i szukał: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” Rdz 3,10. Człowiek, który lęka się – ukrywa się przed Bogiem, ponieważ nie chce stanąć w prawdzie o swoim grzechu. Może zacząć rekompensować grzech w aktywności zawodowej, w relaksie, w odreagowywaniu emocjonalnym i psychosomatycznym – ale jednak lęk dopada grzeszników. Ludzkość wkłada wiele wysiłku w próby poradzenia sobie z lękiem i różne sposoby humanistyczne mogą przynieść czasową ulgę. Niestety zwykle lęk wraca, czasem ze zdwojoną siłą. Przypatrzmy się zatem, czym jest lęk w spojrzeniu Ewangelii.

    Można powiedzieć, że jest to dość tajemnicza i zdecydowanie nieprzyjemna emocja spowodowana tym, że spodziewamy się kary ze strony Boga. Mamy bowiem świadomość nagości, czyli czujemy się nieczyści i intuicyjnie w duszy czujemy, że jesteśmy nie do zaakceptowania. Wszystkie lęki i fobie mają tutaj swe źródło, kiedy to ukrywam się przed Bogiem za pewną „maską”, albo „krzaczkiem”. W ten sposób jestem oddzielony od miłości Boga, przez co moje zachowanie jest motoryczną siłą dla destrukcji i dezercji, tchórzostwa i rezygnacji, ucieczki i wyalienowania. Dopuszczam kłamstwo na swój temat, na temat Boga i na temat otaczających mnie ludzi. Zaczynam szukać usprawiedliwień dla lęku, ponieważ nie wierzę w Łaskę uświęcającą i przebaczenie Boga. Może najbardziej rozpowszechnioną formą lęku, pozornie nieszkodliwą, jest nieśmiałość lub niskie poczucie wartości. Niby nic takiego, a przecież w ten „niegroźny” sposób neguję fakt, że jestem dzieckiem Bożym, „stworzonym w Jezusie Chrystusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili” Ef 2,10.

    KAŻDY NEGATYWNY LĘK WOBEC LUDZI, CZY SAMEGO SIEBIE, ODDZIELA NAS OD BOGA, PONIEWAŻ STAJE SIĘ SIŁĄ MOTORYCZNĄ DLA BUDOWANIA BARIER ODDZIELAJĄCYCH NAS JEDEN OD DRUGIEGO.

    Jak świadczy o tym Pismo, tego typu bariery są pochodzenia demonicznego (w sensie wpływu), ponieważ sprawiają, że nie jesteśmy jedno między sobą i w jedności z Bogiem. A szatan był tym, który doprowadził ludzkość do takiego stanu. My natomiast jesteśmy odpowiedzialni za nasz wybór. W dziedzinie charyzmatycznych rozeznań nastawienia lękowe rodzą osąd i mogą zniszczyć wszystko, co Boże – nie przez zło moralne, ale przez zwodzenia złych duchów. Zwodzenie ma miejsce wtedy, gdy uważam, że idę za Bożym światłem, a faktycznie ulegam manipulacjom ciemności .

    Trzeba powiedzieć, że mamy też zdrowy instynkt samozachowawczy dany nam od Boga, który objawia się emocjonalnie podobnie jak lęk. Nie przynosi on jednak destrukcji, lecz wręcz przeciwnie. Można mówić o naturalnym, dobrym lęku, który dał nam Bóg. Kiedy np. widzimy małe dziecko wywrócone na torze kolejowym i dojdzie nas gwizd lokomotywy – pojawia się naturalna „reakcja lękowa” ochrony i ratunku . Z tej samej dziedziny istnieje lęk, który jest po prostu mądrością daną nam od Boga w darze roztropności. Kiedy ciemną nocą wracamy do domu i naprzeciwko słyszymy nadciągającą grupę pijanych osób zachowujących się agresywnie, pojawia się naturalny lęk, który jest sygnałem rozwagi: „przejdź na drugą stronę ulicy i nie odpowiadaj na zaczepki”.

    Istnieje też lęk konieczny, o którym mówi Pismo: „Boga się bój”, a który nazywamy darem bojaźni Bożej. Charakteryzuje się ona zarówno szacunkiem, jak i zaufaniem i odznacza się radykalną nieakceptacją zła jako postawy. Pismo Święte poucza nas w Księdze Mądrości Syracha, że bojaźń Boża jest początkiem duchowej mądrości. Dzięki bojaźni Bożej następuje bardzo istotne rozróżnienie – czy moja relacja z Bogiem jest intymnością przebywania i przyjaźni, czy raczej spoufaleniem się z Majestatem i Świętością Boga Wszechmogącego. Nie wydaje się, aby można raz na zawsze ustalić tutaj jasną granicę, ponieważ należy dzień po dniu pytać Boga i prosić Go, aby badał nasze serca i kierował nas na drogę odwieczną. Nawet taki mąż Boży, jak Eliasz miał moment kiedy jego serce roztopiło się tchórzostwem z powodu braku bojaźni Bożej. Po swoim największym zwycięstwie nad fałszywymi prorokami, kiedy to Bóg Izraela „stanął po jego stronie” Eliasz uciekł z powodu gróźb królowej Izebel. Kiedy czujemy się niepewni, może zostać zachwiana wiara w Boże obietnice i Boże powołanie dla naszego życia. Możemy zostać zaatakowani lękiem, który roztopi w naszym sercu bojaźń Bożą i uciekniemy jak Apostołowie po aresztowaniu Jezusa. Dwóch z nich nazywamy „uczniami z Emaus” ponieważ po aresztowaniu i śmierci Jezusa w popłochu uchodzili z Jerozolimy do Emaus. Ich nadzieje zawiodły, gdyż czegoś innego spodziewali się po Mesjaszu. Czyż nie dlatego ludzie odchodzą ze wspólnoty? Nadzieje i oczekiwania nie spełniają się, więc w miejsce wierności i posłuszeństwa pojawia się żal i argumentacja negatywna, brak przekonania i niewiara w Bożą obecność w tej wspólnocie.

    Ucieczka „śladem Eliasza do Emaus” prowadzi nas nieuchronnie na pustynię, gdzie jedyna pewność, jaka nas czeka, to pewność śmierci, a bojaźń Boża związana z szacunkiem i intymnością relacji przemienia się niedostrzegalnie w lęk przed sądem. „A myśmy się spodziewali”… Nie da się oswoić negatywnego lęku, ponieważ w nim nie ma przyszłości i nie ma nadziei – tylko jakieś oczekiwanie kary, brak przekonania i wiary w zwycięstwo Jezusa w tej rzeczywistości, która mnie otacza. Eliasz spotkał Bożego posłańca, który nakarmił go chlebem z nieba. Mógł dzięki temu przejść przez pustynię i dojść do Bożej góry Horeb. Jego żarliwość o chwałę Pana Zastępów rozpaliła się na nowo. Jeżeli ci z nas, którzy utracili wiarę i zawierzenie w sens trwania we wspólnocie chcą Bożego wyjścia – jest tylko jedno. Przyjdź pod krzyż Jezusa, aby doświadczyć uzdrowienia. Nie przychodź sam, ponieważ we wspólnocie nie można klaskać jedną ręką. Przyjdź ze swoim bratem, z którym potrzebujecie uzdrowienia. Przez Krzyż Chrystusowy obaj zostaliście usprawiedliwieni. Wspólne przyjście jest możliwe tylko wtedy, gdy obaj zrezygnujecie z bycia „starszym bratem”, i staniecie tak, jak Syn Marnotrawny przed Ojcem. Jeżeli wyznacie Bogu grzechy waszej relacji w obliczu Krzyża, jeżeli nawrócicie się, okazując skruchę i zadośćuczynienie, jeżeli z serca wybaczycie sobie, pojednacie się i podejmiecie mocne postanowienie poprawy – Krzyż was ochroni i da wam moc. Jezus rozbroił wszystkie moce ciemności i lęku, dlatego wszystko może być w Nim pojednane – i to, co wysoko i to, co nisko; co na ziemi i co buja w przestworzach. Czy masz wybór? Tak – możesz zostać na pustyni i błąkać się przez następne czterdzieści lat i raczej masz niewielką szansę, aby wejść do Ziemi Obiecanej (ponieważ nawet obietnice będą brzmiały irracjonalnie)…

    Aby przyjąć Dobrą Nowinę i skutecznie rozprawić się z wszelkim lękiem, potrzebujemy uwierzyć w Boże miłosierdzie nad nami. Dokonuje się to jedynie prze otwarcie się i przyjęcie ŁASKI BOŻEJ MIŁOŚCI. Czy zastanawiałeś się czym jest Boża Łaska jako charakter Bożego działania? Czy oprócz zastanawiania się, doświadczasz Bożej Łaski? To doświadczenie polega na przyjmowaniu darów Bożych służących budowaniu wspólnego dobra we wspólnocie Kościoła. Jeden z najbardziej popularnych hymnów uwielbieniowych tak brzmi: Panie, Twa Łaska jest życiem mym! Wielbią Cię za nią wciąż usta me! Ku Tobie Panie ręce me wznoszę -mój wielki Boże, chcę zawsze wielbić Cię!

    Wszyscy chrześcijanie ją znają – ale czy ty doświadczasz jej treści? Myślę, że za przyczyną Bożej Łaski niemożliwe są rozłamy, ponieważ Duch Łaski jest jednością, miłością, łagodnością, przebaczeniem, opanowaniem, zawierzeniem i posłuszeństwem, pocieszeniem i nauczycielem prawdy.

    Łaska wyraża charakter działania Boga. Oto bowiem jaka jest prawda o tobie? Tak – jesteś grzesznikiem i masz nieczyste serce. Tak – jesteś dłużnikiem, bankrutem i nieudacznikiem, jesteś słabym człowiekiem, egoistą pełnym pychy. Bóg postanowił w swym miłosierdziu wyświadczyć ci Łaskę! Bóg posłał na ziemię posłańca pojednania – Swego jedynego Syna, aby ciebie na nowo pojednać z twym Ojcem. Jest to cudowna uwalniająca Łaska – nie musisz niczego udowadniać, ponieważ Boży wybór jest nad tobą! Bóg wybrał cię przed wiekami na swoje dziecko, które żyje wiecznie. Nigdy nie przestaniesz istnieć, jesteś bowiem dzieckiem Ojca. Na dowód tego Bóg posłał do naszych serc Ducha swego Syna, który woła w nas: „ABBA! Ojcze! Tatusiu!”

     

    Odsłon: 257…

    Brak komentarzy

     
  • jacekschmidt 23:52 on 27 October 2012 Bezpośredni odnośnik | Odpowiedz
    Tags: , Oaza, Odnowa, Ruch Światło Życie   

    Jeszcze o ruchu oazowym 

    Z dużym zainteresowaniem zapoznałem się z opublikowanymi w Zawsze wierni dwoma artykułami p. Moniki Chomątowskiej na temat Ruchu Światło-Życie (dalej w skrócie RŚŻ); to zainteresowanie było tym większe, że w drugiej części Autorka kilkakrotnie powołuje się na moje wypowiedzi, przedstawiając mnie jako „długoletniego uczestnika ruchu oazowego”.

    Poproszony przez redakcję pisma o refleksje na temat miejsca ruchu oazowego w Kościele katolickim w Polsce, zacznę od małego sprostowania. Otóż – nie byłem nigdy w ścisłym sensie członkiem tego ruchu… W wielkim skrócie: w 1978 r. zdawałem maturę w Krościenku, nie mając jednak bladego pojęcia o działalności ks. Blachnickiego, który w tamtym czasie rezydował na Kopiej Górce (naprzeciwko mojego liceum, po drugiej stronie Dunajca). Byłem w tamtym czasie jedynym uczniem tej szkoły, który jako zdeklarowany anarchista i agnostyk nie uczestniczył w lekcjach religii. Po zaledwie czterech latach, w wyniku splotu dość dramatycznych zdarzeń, doświadczyłem radykalnego nawrócenia i powrotu do Kościoła katolickiego. Stało się to jednak w ramach wspólnoty przy Duszpasterstwie Akademickim OO. Dominikanów „Beczka” w Krakowie. Była to wspólnota charyzmatyczna, inspirowana z jednej strony doświadczeniami pierwszej fali odnowy charyzmatycznej w Polsce (od 1976 do mniej więcej 1987 r.). Z drugiej strony byliśmy kształtowani przez formację oazową w duchu ówczesnej wizji ks. Blachnickiego. Wynikało to z okoliczności, że świeccy liderzy tej wspólnoty, noszącej nazwę „Nowe Życie”, należeli do pierwszych uczniów ks. Blachnickiego.

    Oficjalnie wspólnota nie była częścią RŚŻ, natomiast jej liderzy kształtowali członków według trzech stopni formacji podstawowej ruchu w kierunku „wspólnoty deuterokatechumenalnej”[1]. W ramach takiej formacji, łączącej program oazy z odnową charyzmatyczną, dość szybko zostałem animatorem, a wkrótce także liderem niewielkiej wspólnoty charyzmatycznej w mej rodzinnej parafii pw. Świętej Katarzyny w Nowym Targu.

    Od początku lat 90. działalność ewangelizacyjna nowotarskiej wspólnoty nabrała charakteru ponadparafialnego, a to z racji organizowania spotkań muzyków chrześcijańskich – najpierw w Dursztynie na Spiszu w latach 1992–1993, potem w podhalańskim Ludźmierzu. W ramach tej ostatniej działalności zetknąłem się z czymś, co dziś nazywam „charyzmatyczną gnozą”, łączącą się z intensywnym uprawianiem „ekumenizmu ponad podziałami”. Byłem wtedy w dość bliskich relacjach z kilkoma ważnymi liderami wspólnot wychowanymi w RŚŻ[2], również promującymi owo „duchowe przebudzenie”, które w połowie lat 90. doprowadziło do szeregu rozłamów oraz porzucenia Kościoła katolickiego nie tylko przez pojedyncze osoby, ale także przez całe wspólnoty.

    Patrzyłem zatem na ruch niejako z perspektywy „modernistycznego chrześcijanina”, który z całą energią realizuje wskazania II Soboru Watykańskiego dla nowej ewangelizacji w duchu ekumenizmu praktycznego. W moim przypadku dokonywało się to zwłaszcza na polu ewangelizacji przez tzw. muzykę chrześcijańską. Stałem się nawet jednym z prominentnych przywódców profesjonalnych grup zajmujących się „duchowym uwielbieniem” i „ewangelizacją z mocą”.

    I znowu pod wpływem splotu zdarzeń z życia osobistego oraz zyskiwania coraz większego dystansu do ówczesnych zjawisk „duchowej odnowy”, których skutkiem były rosnące konflikty, podziały i ewidentne postawy schizmatyckie czy wręcz sekciarskie, w latach 1996–1997 moja postawa uległa ważnej przemianie. Dostrzegłem, że jako lider charyzmatyczny nie tkwię w zdrowej mistyce katolickiej, ale raczej w doświadczeniu duchowego zwodzenia. Nie mam wątpliwości, że ową przemianę zawdzięczam orędownictwu Matki Bożej Fatimskiej, ponieważ był to czas, kiedy zacząłem się orientować według znaków fatimskiego objawienia.

    Zaowocowało to u mnie rozwojem postawy apologetycznej, polegającej z jednej strony na usilnych dążeniach do ujęcia charyzmatycznych fenomenów w duchu zdrowego nauczania katolickiego opartego na Tradycji. Z drugiej strony podejmowałem próby zarówno ostrzegania przed zagrożeniami duchowymi w katolickim nurcie charyzmatycznym, jak i krytycznej analizy oraz argumentacji. Doprowadziło to do zainicjowania końcem 1999 r. w grupie kilku osób internetowego serwisu apologetycznego, którego duchowym opiekunem i doradcą był ks. Andrzej Siemieniewski[3].

    W 2003 r. rozpoczął się w moim życiu bardzo trudny czas oczyszczenia i powolnego dochodzenia do kolejnego przełomu, którego początek datuje się na rok 2010. Ten ostatni okres charakteryzuje się refleksją nad modernistycznymi infekcjami w mojej postawie chrześcijańskiej. Powierzenie swego życia Niepokalanej w duchu przedwojennego rycerstwa św. Maksymiliana to ostatni rok mojej drogi od fascynacji praktycznym ekumenizmem do postawy coraz bardziej uniżonej wobec tajemnicy świętego Kościoła katolickiego.

    Przedstawienie mojej osobistej podróży duchowej uważam za istotne dla ukazania perspektywy, z której patrzę na dzieje ruchu oazowego i charyzmatycznego w Polsce.

    • * *

    Spoglądając w wielkim uproszczeniu, niejako z lotu ptaka, na zagadnienie relacji między założycielem ruchu oazowego a polskimi biskupami, warto dostrzec, że na kapłańską postawę ks. Franciszka Blachnickiego największy wpływ miało harcerstwo ze swoją dyscypliną, metodą „przeżyciowo-wychowawczą”, postawą zarówno patriotyczną, jak i nie bojącą się ryzyka[4]. Dramatyczne koleje życia ks. Blachnickiego ukazują jego nietuzinkową osobowość. Po maturze wstąpił do Wojska Polskiego, wziął udział w kampanii wrześniowej, by po klęsce natychmiast rozpocząć konspirację. W 1940 r. został aresztowany i 13 miesięcy przebywał w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Skazany na ścięcie, przebywał 100 dni w celi śmierci w oczekiwaniu wyroku. Przeżył tam głębokie nawrócenie i złożył obietnicę poświęcenia życia w kapłaństwie. Po wojnie wstąpił do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego (wówczas z siedzibą w Krakowie), gdzie zaczął prowadzić głębokie życie duchowe oparte na duchowości maryjnej św. Ludwika Marii Grignion de Montforta oraz św. Maksymiliana Kolbego. Został wyświęcony na kapłana w 1950 r. Mszę prymicyjną odprawił przed Cudownym Obrazem na Jasnej Górze i jako młody kapłan od początku zorganizował „Oazę Dzieci Bożych”, stosując harcerskie metody pracy, co wywołało pierwszy konflikt ze stalinowską władzą. W 1955 r. udał się na rok do Niepokalanowa, by studiować pisma św. Maksymiliana. Następnie od 1957 r. zainicjował akcję odnowy moralnej pod nazwą Krucjaty Wstrzemięźliwości, za co został na początku 1961 r. uwięziony przez komunistyczną władzę.

    Ukazanie tych wydarzeń wydaje się istotne dla zrozumienia późniejszego fenomenu ruchu oazowego, ponieważ u jego początków leży głębokie nabożeństwo ks. Blachnickiego do Niepokalanej w duchu rycerstwa św. Maksymiliana… Ale z drugiej strony ten sam człowiek po 20 latach stał się wielkim zwolennikiem współpracy ekumenicznej. W latach 70. mówił o tym podczas rekolekcji dla kapłanów: „Jeżeli chcemy dojść do zjednoczenia chrześcijan, to nigdy z pozycji naszego modelu tradycyjnego – w poczuciu wyższości, wzywając ich do powrotu i do jedności z nami”[5]. Pojawia się zasadne pytanie: co się stało, że ten niezłomny kapłan przeszedł tak wielką ewolucję poglądów w ciągu kilkunastu lat – od studiowania pism św. Maksymiliana w duchu Rycerstwa Niepokalanej do traktowania prawidłowego katolickiego ekumenizmu jako „modelu tradycyjnego w poczuciu wyższości”?

    Drugie pytanie jest równie istotne – jak na tle tej przemiany wyglądały relacje między ks. Blachnickim a hierarchią Kościoła katolickiego w Polsce?

    Podczas soboru, pod wpływem studiów na KUL, nastąpiło wyraźne zorientowanie się ks. Blachnickiego na koncepcje pastoralistów niemieckich, gorących zwolenników ekumenizmu – Karla Rahnera czy Hansa Ursa von Balthasara. Po ukończeniu studiów doktorskich w 1965 r. ks. Blachnicki na stałe zamieszkał w swym domu na Kopiej Górce w Krościenku, znajdując oparcie w ówczesnym metropolicie krakowskim, kard. Karolu Wojtyle. W ciągu następnych 10 lat Kopia Górka stała się centrum ruchu oazowego, zajmującego się wówczas w dużej mierze wdrażaniem posoborowych reform liturgicznych abp. Bugniniego. Na rozwój komponentu liturgicznego w oazie ogromny wpływ – obok ks. Blachnickiego, zdeklarowanego pasjonata posoborowych reform liturgicznych – miał kard. Wojtyła. Sam ksiądz Blachnicki pisał: „Trudno nie dostrzec kierującego palca Bożej Opatrzności, gdy przełomowe momenty w dziejach ruchu, kolejne etapy krystalizowania się jego samoświadomości, splatają się w przedziwny sposób ze spotkaniami z kard. K. Wojtyłą, a następnie z papieżem Janem Pawłem II. (…) Coś się przemieniało wtedy w samookreślaniu się ruchu i w odczytywaniu jego charyzmatu. Przemówienia wtedy wygłaszane pomagały do coraz dokładniejszego rozpoznania i uświadomienia sobie istoty, powołania i służby Ruchu Światło-Życie w Kościele”[6].

    Jeśli chce się poznać istotę wzajemnych odniesień między ks. Blachnickim a polskim episkopatem, należy przyjąć, że wpływ metropolity krakowskiego na ruch oazowy wykraczał poza pasterską rolę biskupa. W istocie kard. Wojtyła był duchowym kierownikiem i opiekunem tego ruchu. Jego zaangażowanie miało trzy wymiary. Po pierwsze – kard. Wojtyła jako metropolita krakowski, od 1965 r. aż do swego wyboru na papieża, rozciągał nad ks. Blachnickim i rodzącymi się oazami skuteczny „parasol ochronny” wobec nasilających się represji władz komunistycznych. Po drugie – nie ma wątpliwości, że działalność naukowa Karola Wojtyły, zajmującego się etyką, antropologią i teologią pastoralną, zwolennika reformy liturgicznej i odnowy posoborowej, była istotną inspiracją dla ks. Blachnickiego, w owym czasie krajowego duszpasterza służby liturgicznej, wprowadzającego w program ruchu wszystkie posoborowe zmiany w liturgii. Po trzecie wreszcie – można założyć, że wraz z rozwojem ruchu oazowego afirmująca postawa kard. Wojtyły, wówczas – obok Prymasa Tysiąclecia – wiodącego hierarchy polskiego Kościoła, miała zarówno dla ks. Blachnickiego, jak i dla RŚŻ fundamentalne znaczenie. Można nawet stwierdzić, że po wyborze kard. Wojtyły na stolicę Piotrową ruch oazowy zyskał niekwestionowane miejsce w Kościele katolickim w Polsce jako bodaj najistotniejszy element „nowej ewangelizacji”.

    Pierwsza połowa lat 70. to dla ks. Blachnickiego bardzo istotny czas skupiania wokół idei oazy grupy swoich uczniów – przyszłych moderatorów ruchu[7]. Począwszy od 1972 r., tworzy się cykl formacji rocznej (cotygodniowe spotkania w grupach, dni wspólnoty), rok później powstaje oaza rodzin oraz oazy dla katechetów i sióstr zakonnych[8]. Wszystkie te działania były oparte przede wszystkim na odnawianiu liturgii i budowaniu struktur metodą rekolekcji wakacyjnych organizowanych w Krościenku i innych miejscowościach w Gorcach, Pieninach i na Podhalu. Zwłaszcza wakacyjne ośrodki rekolekcyjne znajdowały się na celowniku ówczesnych władz[9].

    W trudnej sytuacji zewnętrznej (szykany władz komunistycznych), jak i wewnętrznej (nieufność władz kościelnych wobec nowinek oazowych w liturgii) tworzący się ruch znajdował oparcie w osobie metropolity krakowskiego. Oazowicze pod przewodnictwem ks. Blachnickiego regularnie spotykali się z pasterzem archidiecezji krakowskiej podczas letnich rekolekcji, przede wszystkim w ramach dni wspólnoty. Pierwsze takie spotkanie odbyło się latem 1972 r. Kardynał Wojtyła powiedział wówczas: „Widzę, jak bardzo do waszych oaz weszła soborowa wizja Kościoła, jak żywy jest jego obraz w waszym doświadczeniu, w waszym przeżyciu. I to jest czymś ogromnie bliskim dla mnie nie tylko osobiście, ze względu na wspomnienia przeszłości, które częściowo są podobne do waszych doświadczeń, ale dla mnie jako dla biskupa, dla którego sobór i obraz Kościoła przez ten sobór wyłoniony stał się jakąś szczególną, a nawet centralną częścią życia”[10].

    W 1975 r. związane z ruchem oazowym i prowadzone osobiście przez ks. Blachnickiego Krajowe Duszpasterstwo Służby Liturgicznej podpisało umowę z krakowską kurią diecezjalną na prowadzenie duszpasterstwa parafii w Brzegach. Parafia ta – dzięki realizacji modelu „wspólnoty wspólnot” – miała się stać wzorcowym przykładem reformy posoborowej, lecz ten eksperyment okazał się nieudany[11].

    Ten sam rok przyniósł dla rozwoju ruchu oazowego bardzo ważną inspirację, która zwróciła ks. Blachnickiego i jego najbliższych współpracowników w kierunku ewangelizacji oraz zainicjowała kontakty ekumeniczne. Impulsem tym było ogłoszenie przez Pawła VI adhortacji Evangelii nuntiandi. Ten dokument oraz wydane w 1972 r. Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych – przywracające katechumenat jako przygotowanie do chrztu dorosłych – stał się później w RŚŻ podstawą dla opracowania programu formacji nazwanego deuterokatechumenatem[12]. Był to również moment przełomowy w procesie przemiany ruchu odnowy liturgicznej w ruch o charakterze ewangelizacyjnym, w którym podstawy formacji zaczerpnięto z protestanckich organizacji misyjnych.

    Dariusz Cupiał w swej ważnej pracy Na drodze ewangelizacji i ekumenii pisze: „Wiele motywów otwierało ruch oazowy na ekumenizm. Ksiądz Blachnicki dawał wyraz braku satysfakcji ze stanu ekumenicznej świadomości wiernych i kapłanów w Polsce; stwierdził brak znaczących przemian mentalności w tej dziedzinie. Problem ekumenizmu w Polsce określał jako abstrakcyjny”[13]. Dalej znajdujemy stwierdzenie: „Kontakty ekumeniczne w ramach ruchu były procesem spontanicznym, bez pośrednictwa Polskiej Rady Ekumenicznej”[14]. Na dalszych stronach pracy dr. Cupiała znajdujemy wielowątkowy opis tych spontanicznych kontaktów, nie znalazłem tam jednak informacji, kto był inicjatorem przyjęcia w katolickim ruchu protestanckich treści. Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w świadectwie Joego Losiaka, pierwszego misjonarza Campus Crusade for Christ (CCC).

    Joe Losiak przebywał w Polsce od września 1974 r., nie mając praktycznie żadnych kontaktów zarówno wśród katolików, jak i nielicznych w owym czasie zborów protestanckich. Na początku 1975 r. protestancki misjonarz zaczął występować z programem pieśni negro spirituals[15] i świadectwem w kilku kościołach krakowskich. Wtedy spotkał w słynnej „Beczce” u OO. Dominikanów kard. Karola Wojtyłę. Losiak wspomina: „Gdy moja współpraca z Kościołem katolickim zacieśniła się, byłem też pod obserwacją UB. Kilka razy grożono mi. Jednak pomimo tych niesprzyjających okoliczności nadal spotykałem się z najważniejszymi osobami w kościele – kilka razy z kardynałem Karolem Wojtyłą, aby ustalić współpracę z CCC (przemianowanym następnie na Ruch Agape – uwaga J.S.). (…)

    Decydująca rozmowa dotycząca działalności ruchu w Polsce odbyła się w Lublinie, gdzie na KUL-u doszło do mojego spotkania z ks. prof. Blachnickim. Byłem wtedy pośrednikiem między dyrektorem Hinksonem w Wiedniu i księdzem Blachnickim, który popierał w Polsce współpracę z CCC. Ksiądz Blachnicki mówił mi o działalności oaz w 1975 r., które modliły się o nowy kierunek w swojej działalności. Liderzy doszli wówczas do wniosku, że Bóg chce ich powołać do większego niż dotychczas dzieła. Nikt jednak nie wiedział dokładnie jak to ma wyglądać. Ja ze swej strony mówiłem o [swoim] ruchu – o jego sposobie działania i możliwościach. Ostatecznie umówiliśmy się, że grupa ludzi z CCC przyjedzie do centrum w Krościenku, w 1976 r., aby dzielić się swoimi doświadczeniami na polu ewangelizacji i szkolenia uczniów. (…)

    Kiedy zostałem zaproszony do biura kardynała Wojtyły – byłem tam razem z Andrzejem Sionkiem – przekazałem mu przetłumaczone na język polski Cztery prawa duchowego życia oraz inne materiały szkoleniowe po angielsku. Po jakimś czasie jego księża powiedzieli mi, że kardynał mówił im o tych materiałach i żeby oni tych materiałów używali”[16].

    Świadectwo to nie jest zbyt precyzyjne co do kolejności zdarzeń, ale jednej rzeczy możemy być pewni: protestanckie materiały ewangelizacyjne najpierw zaprezentowano kard. Wojtyle, a następnie, już po uzyskaniu jego akceptacji, wykorzystano w formacji oazowej. Nowy program wdrożono już podczas rekolekcji wakacyjnych 1976 r., przy czym zasadniczą rolę zaczęli pełnić protestanci. Oddajmy jeszcze raz głos J. Losiakowi: „Pierwszy rok działalności w Polsce był całkowicie poświęcony na ewangelizację. Bez przerwy byliśmy wysyłani do różnych punktów oazowych, składając świadectwo o swojej wierze i dzieląc się czterema prawami duchowego życia. Na głównych zebraniach w Krościenku byliśmy proszeni o prowadzenie większości spotkań wraz ze śpiewem i wykładami. Po letnich obozach w 1976 r. Ruch Agape miał bardzo dużo nowych kontaktów i pracy po całej Polsce – głównie jeśli chodzi o przygotowywanie spotkań ewangelizacyjnych w różnych kościołach”[17].

    A zatem pod wpływem pochodzącej od protestantów formacji ewangelizacyjnej nastąpiło przemodelowanie ruchu oazowego, dotychczas skoncentrowanego na liturgii, w ruch ewangelizacyjny. Jego rozbudowany program trzech stopni miał odtąd prowadzić do tworzenia charyzmatycznych wspólnot przymierza zgodnie z programem odnowy parafii jako „wspólnoty wspólnot”. Całkowity zwrot formacyjny w ruchu dokonał się w latach 1977–1978, a jego kwintesencją stała się rozbudowana wizja „nowego człowieka” według tzw. 10 drogowskazów ruchu[18].

    Kardynał Karol Wojtyła jako pasterz diecezji krakowskiej pełnił wobec dynamicznie rozwijającego się ruchu rolę inspirującą i wspierającą – ostatnie spotkania z kard. Wojtyłą odbyły się trzykrotnie podczas letnich rekolekcji oazowych jeszcze w 1978 r. Wybór kard. Wojtyły na papieża Jana Pawła II postawił ruch w nowej sytuacji, dlatego już w listopadzie 1978 r. ks. Blachnicki wystosował do papieża list, w którym uzasadniał ważność współpracy ekumenicznej z Ruchem Agape na polu ewangelizacji. Przedstawił w nim także krytyczny obraz Kościoła w Polsce, a nadzieję na pozytywne zmiany pokładał właśnie we wprowadzaniu nowatorskich form ewangelizacji „nie tylko w wymiarze polskim, ale ogólnokościelnym”[19].

    Warto wspomnieć, że w tym liście założyciel i moderator krajowy RŚŻ powoływał się na oświadczenie przewodniczącego Komisji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu, biskupa Władysława Miziołka, w którym znalazła wyraz pozytywna opinia o ekumenicznej współpracy ruchu z Ruchem Agape. Skąd się wzięło odwołanie ks. Blachnickiego do opinii biskupa Miziołka? Należy to uznać za szukanie obrońcy przed przeciwnikami „praktycznej ekumenii” wśród polskich hierarchów.

    Autorzy opracowań na temat historii ruchu często wyrażają pogląd, że silny opór, na jaki napotykał ów „praktyczny ekumenizm”, był w pierwszej kolejności rezultatem „gier operacyjnych” prowadzonych przez ówczesne tajne służby, starające się wprowadzić podziały wśród biskupów i zasiać w Kościele ferment. Charakterystyczna jest tu opinia D. Cupiała: „Rozpowszechniane wtedy [w latach 1977–1978] pisma i anonimy dotyczące oazowej aktywności ekumenicznej miały doprowadzić do rozwiązania ruchu przez episkopat. W wyniku rozpowszechniania niezgodnych z prawdą informacji dalsza egzystencja Ruchu Światło-Życie stała pod znakiem zapytania”[20].

    W świetle dostępnej dzisiaj wiedzy, niestety nadal niepełnej, a także w oparciu o analizę sekwencji zdarzeń, zwłaszcza zaś negatywnych owoców, które stopniowo dały o sobie znać, pozwolę się nie zgodzić z opinią dr. Cupiała. Oczywiście nie neguję, że wysyłano anonimy i prowadzono gry operacyjne. Pisze o tym m.in. Piotr Niedzielski: „Ksiądz Franciszek był celem działań operacyjnych, realizowanych m.in. z udziałem grupy tajnych współpracowników, polegających na rozpracowaniu ruchu oazowego, oraz szeregu akcji dezinformacyjnych, prowadzonych w celu zdyskredytowania ks. Blachnickiego w oczach polskich biskupów oraz prymasów Polski: kard. Stefana Wyszyńskiego i kard. Józefa Glempa. Zwłaszcza ten ostatni rodzaj operacji przyniósł ruchowi oraz samemu ks. Blachnickiemu wielkie straty i był powodem wielu dramatycznych podziałów oraz spowodował, że w latach 70. część duchowieństwa z nieufnością odnosiła się do Ruchu Światło-Życie. Pozostaje faktem, że SB próbowała zdyskredytować ks. Blachnickiego w otoczeniu Prymasa, czyniąc to na różne sposoby. Jednym z najgłośniejszych przypadków było sfałszowanie listu do prymasa biskupa pomocniczego w Przemyślu Tadeusza Błaszkiewicza, inspirowane przez grupę «D» podlegającą MSW”[21].

    Istnieją jednak inne świadectwa, które wskazują, że negatywne nastawienie biskupów było spontaniczne, a w kręgach kościelnych, zapewne wraz z dynamicznym rozwojem RŚŻ, pojawiły się istotne wątpliwości doktrynalne. Ewa Czaczkowska w biografii kard. Wyszyńskiego pisze, że Prymas Tysiąclecia miał poważne zastrzeżenia do ruchu oazowego i wraz z większością biskupów ujawniał – zapewne na posiedzeniach Konferencji Episkopatu – swoje zaniepokojenie: „Powodem była duża samodzielność ruchu, który istniał ponad strukturami diecezjalnymi, oraz współpraca ekumeniczna z protestantami. Biskupi zarzucali ks. Blachnickiemu, że stworzył «Kościół w Kościele»”[22]. „Kardynał Wyszyński był oburzony krytyką ks. Blachnickiego, którą ten wygłosił wobec biskupów jesienią 1980 r. (chodziło o oportunizm i marazm biskupów) do tego stopnia, że w gronie episkopatu wiosną 1981 r. zastanawiano się, czy ruch oazowy nie powinien zostać rozwiązany. Sytuację załagodził ostatecznie bp Władysław Miziołek przy wsparciu Jana Pawła II”[23].

    O problemach z akceptacją ekumenicznego wymiaru RŚŻ pisał także w swoich wspomnieniach ks. bp Bronisław Dembowski: „Wiele lat temu, na początku działania Ruchu Światło-Życie, zwrócił się do mnie biskup Władysław Miziołek, wówczas przewodniczący Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, z prośbą, bym zapoznał się z materiałami przeciw i za Ruchem Światło-Życie i wyraził swoją opinię, ponieważ w dniu następnym na zebraniu Konferencji Episkopatu Polski miała odbyć się na ten temat dyskusja. Były nawet głosy, że trzeba zakazać tej formy duszpasterstwa. Argumentem podstawowym było przekonanie, iż metoda oazowa jest baptystyczna w swojej zasadniczej osnowie, co grozi zacieraniem różnic, a nawet odejściem od Kościoła uczestników oaz. Ja opowiedziałem się za oazami, bo nie w metodzie, lecz w treści jest problem. Pomogłem w ten sposób biskupowi Miziołkowi, który był za oazami, ale wsparcie bezstronnego głosu mu się przydało i Ruch Światło-Życie otrzymał wtedy aprobatę Konferencji Episkopatu oraz biskupiego opiekuna. W opracowywanych potem programach bardziej podkreślano katolickie elementy”[24].

    Niestety, ksiądz biskup najwyraźniej przeoczył to, że baptystyczna w swej zasadniczej osnowie była nie tylko „metoda oazowa”, ale także oazowe treści formacyjne… Aby to udokumentować, warto sięgnąć do opinii protestantów na temat dokonanych przez nich „przeszczepów”, czyli wkładu w formację ruchu oazowego. Oto apologia ks. Blachnickiego wyrażona na łamach protestanckiego pisma „Jednota”:

    „Zafascynowanie ks. Blachnickiego elementami protestantyzmu opierało się na odkryciu, a także głębokim przeżyciu eksponowanych przez niektóre nurty protestanckie prawd i postaw dotyczących przyswojenia owoców odkupienia. Prowadziło go to do konstatacji: protestanci (…) przechowali w swojej tradycji wiele elementów, które myśmy gdzieś zgubili. Elementy doktryny protestanckiej przestały być widziane jako rzeczywistość zewnętrzna, obca, lecz jako skarby tak samo drogie i potrzebne katolikom, jak i protestantom.

    Wśród wchłanianych przez oazy kategorii z zakresu nauki i praktyki protestanckiej, wywodzących się głównie z tradycji reformowanej, a konkretnie postpurytańskiej, wskazać można przede wszystkim:

    ■osobiste nawrócenie, powiązane z duchowym przyjęciem Jezusa Chrystusa do swojego serca i życia jako Pana i Zbawiciela, co wypływać musi z przekonania, iż zbawienie jest z wiary. Jest to adaptowana na użytek oaz formuła doktryny o zbawieniu z łaski przez wiarę;
    ■powiązaną z tym naukę o odpuszczaniu grzechów przez wiarę w krzyż Chrystusa, co oznaczałoby dopuszczenie możliwości uzyskania odpuszczenia grzechów na drodze pozasakramentalnej (wyjąwszy sakrament spowiedzi, pokuty), czyli bez udziału kapłana (…);
    ■nowe narodzenie (duchowe odrodzenie) jako owoc świadomego nawrócenia, «przyjęcia Chrystusa» i doświadczenia odpuszczenia grzechów, Stanowiło to istotne novum w katolickim rozumieniu odrodzenia, które dotychczas wiązano nieomal wyłącznie z aktem chrztu («zbawcza sprawczość chrztu»), i było oczywistym odwołaniem do koncepcji odrodzenia (łac. regeneratio) w tradycji reformowanej, zwłaszcza anglosaskiej;
    ■naukę o pewności zbawienia, na gruncie oazowym adaptowaną jako «nauka o pewności wiary»;
    ■model przywództwa oparty na silnym zaangażowaniu świeckich, wyposażanych nieraz w kompetencje dotychczas w katolicyzmie zastrzeżone wyłącznie dla kapłanów.
    Co więcej, w programie oaz spotykamy się z teologią akcentującą bezpośrednie (bez pośrednictwa urzędu) działanie Boże na wspólnotę wierzących. Zarówno pierwszy element, określany przez autora jako przełom w traktowaniu świeckich w Kościele katolickim, jak i drugi traktować można jako echo mocno eksponowanej w protestantyzmie zasady powszechnego kapłaństwa chrześcijan”[25].

    Odpowiedzialnym za ruch członkom hierarchii najwyraźniej brakło wówczas nie tylko doktrynalnej wrażliwości, lecz także odpowiedniej perspektywy, by wyraźniej dostrzec istniejące zagrożenia. Najpoważniejsze zarzuty padły pod koniec 1977 r. ze strony ks. Zbigniewa Frączkowskiego SI, autora tekstu Uwagi dotyczące zaobserwowanych przejawów infiltracji baptyzmu do Kościoła katolickiego w Polsce za pośrednictwem Ruchu Światło-Życie, który dotarł do wiadomości polskiego episkopatu. 12 stycznia 1978 r. doszło w Zakopanem do spotkania moderatorów ruchu (m.in. księży Blachnickiego i Danielskiego) z biskupami Władysławem Miziołkiem i Ignacym Tokarczukiem oraz kardynałami Henrykiem Gulbinowiczem i Karolem Wojtyłą – przedstawicielami Komisji ds. Ekumenizmu. Wyjaśniano przebieg i zakres kontaktów ekumenicznych. Rezultatem tego spotkania było np. określenie na prośbę bp. Błaszkiewicza zasad ekumenicznej działalności RŚŻ. Co więcej, przewodniczący Komisji ds. Ekumenizmu, bp Miziołek, wystosował 28 stycznia 1978 r. następujące pismo do bp. Błaszkiewicza:

    „W sprawie zarzutów dotyczących formacji młodzieży w Ruchu Światło-Życie, wysuniętych przez ks. Z. Frączkowskiego SI. (…) po przestudiowaniu tych zarzutów oraz wyjaśnień złożonych przez ks. prof. Franciszka Blachnickiego wraz z Zespołem formacyjnym Ruchu – wypowiadam następującą opinię:

    1. Odpowiedź na zarzuty podana przez ks. prof. Fr. Blachnickiego wystarczająco oświetla tło, przebieg i zakres kontaktów ekumenicznych Ruchu.

    Zarzuty postawione przez ks. Z. Frączkowskiego, niezależnie od stosowanych uogólnień (np. podciąganie Ruchu «Agape» pod jednoznaczne miano ruchu baptystycznego, choć w zasadzie jest ruchem międzywyznaniowym)

    a) zbyt mocno ujmują rolę członków Ruchu «Agape»;

    b) przejaskrawiają niebezpieczeństwo infiltracji;

    c) nie dadzą się pogodzić ze wskazaniami dekretu o ekumenizmie II Soboru Watykańskiego i adhortacji Pawła VI Evangelii nuntiandii (nr 77)”[26].

    • * *

    Dynamiczny rozwój ruchu oazowego oraz przybranie przezeń cech ewangelizacyjnych, przeniesionych niemal żywcem z protestanckiej doktryny Ruchu Agape, odbywało się przy zasadniczej akceptacji polskiego episkopatu, zwłaszcza kardynała Karola Wojtyły, pomimo pojawiających się tu i ówdzie znaków zapytania oraz wątpliwości natury teologicznej. Nadchodził czas dramatycznych przemian w naszej Ojczyźnie, spowodowanych najpierw „oddechem solidarnościowej wolności”, potem ponurym czasem stanu wojennego, przedłużającego się marazmem duchowym aż do 1989 r. Dla ruchu był to czas dramatycznych przemian, przede wszystkim wynikających z odizolowania ks. Blachnickiego od Ojczyzny, a potem z jego śmierci w 1987 r.

    Obraz zmian, które nastąpiły w ruchu oazowym począwszy od drugiej połowy lat 80., należałoby uzupełnić ukazaniem drogi sporej grupy świeckich moderatorów ruchu, prowadzącej od porzucenia oficjalnych struktur ruchu do tworzenia wspólnot postoazowych o charakterze charyzmatycznym, a następnie zakładania „nowych Kościołów ponadwyznaniowych”. Proces ten trwa do dziś, a problem zdaje się nawet narastać. Mamy tu bowiem do czynienia z powstaniem szeregu sekt protestanckich o dziwacznej doktrynie, w istocie promujących gnostyczny „Kościół ducha”. Co ciekawe, z perspektywy apologetycznej w Kościele w Polsce niemal zniknęła świadomość ścisłych związków między ówczesną oazą a dzisiejszymi „wolnymi Kościołami”…

    Jacek Schmidt

    ——————————————————————————–

    [1] Deuterokatechumenat — powtórny katechumenat, czyli przygotowanie do świadomego i osobistego przyjęcia łaski płynącej ze chrztu otrzymanego w dzieciństwie.

    [2] Istotnymi postaciami w tamtym czasie są zwłaszcza Andrzej Sionek z Lublina oraz z Wrocławia ks. Jan Kruczyński i Andrzej Dziewit.

    [3] Obecnie biskup pomocniczy wrocławski.

    [4] Informacje biograficzne zaczerpnięte z wywiadu udzielonego przez ks. A. Wodarczyka Chrześcijańskiemu Portalowi Ewangelizacyjnemu, http://www.jezus.com.pl/fundament/chrzescijanie/ksfb/20latposmierci,fun,chrz,ksfb,080929.html

    [5] Zdanie to ks. F. Blachnicki wygłosił w roku 1978 w ramach Rekolekcji dla kapłanów Chrystusa Sługi (konferencja spisana z kasety), [w:] Archiwum RŚŻ w Lublinie, s. 14.

    [6] K. Jankowiak: Godziny Taboru, [w:] „Wieczernik” (Pismo RŚŻ), numer specjalny, maj–czerwiec 2005, http://www.wieczernik.oaza.pl/artykul.php?aid=63

    [7] Byli to zarówno świeccy animatorzy, jak i przyszli kapłani; wielu z nich podejmowało studia teologiczne lub katechetyczne na KUL. Należy wymienić następujące osoby: Andrzej Sionek, Tomasz Kosiek, Jacek Ręka, ks. Jan Kruczyński (w latach 80. twórca Centralnej Diakoni Ewangelizacji), ks. Wojciech Danielski (następca ks. Blachnickiego od 1981 r. do swojej śmierci w 1985 r.) czy wreszcie ks. Henryk Bolczyk – moderator ruchu w drugiej połowie lat 80.

    [8] Asymilacja grup oazowych w parafiach odbywała się z dużym trudem, poza diecezją krakowską ruch był mało rozwinięty, a oparcie znajdował w dużych ośrodkach miejskich, m.in. w środowiskach akademickich Krakowa i Lublina.

    [9] Milicja Obywatelska dokonywała „nalotów” na domy rekolekcyjne, a także na Kopią Górkę w Krościenku i Wichrówkę w okolicach Dursztyna na Spiszu. Liczne były np. inspekcje Sanepidu w ośrodkach oazowych, stosowano także inne środki represji.

    [10] K. Jankowiak, Godziny Taboru, dz. cyt.

    [11] Bywałem w Brzegach, góralskiej wiosce k. Bukowiny Tatrzańskiej, w II połowie lat 80. Górale z Brzegów pozostali w znacznym stopniu odporni na posoborową reformę oazową. W wiosce liczącej 300–400 mieszkańców jedynie kilka osób dorosłych należało do wspólnoty oazowej, „Msze oazowe” nigdy nie stały się integralną częścią parafialnej liturgii, a sami górale nadal praktykowali tradycyjną pobożność.

    [12] Zob. M. Piotrowski, Niepotrzebna polemika, http://www.analizy.biz/marek1962/polem.htm

    [13] D. Cupiał, Na drodze ewangelizacji i ekumenii. Ruch Światło­‑Życie w służbie jedności chrześcijan, Lublin 1996, s. 35.

    [14] Tamże, s. 37.

    [15] Negro spirituals – religijne pieśni tworzone przez murzyńskich niewolników (przypis redakcji).

    [16] Cały artykuł: Ks. F. Blachnicki & Joe Łosiak. Czyli o współpracy Ruchu Światło-Życie & Campus Crusade for Christ, http://www.blachnicki.oaza.pl/testimonia/joe_losiak/joe_losiak.html

    [17] Tamże.

    [18] Wielowątkowe przedstawienie owej wizji można znaleźć w pracy doktorskiej ks. P. Oskwarka Droga Nowego Człowieka według 10 Drogowskazów Ruchu Światło-Życie formą wcielenia eklezjologii Soboru Watykańskiego II.

    [19] Cały list ks. Blachnickiego [w:] D. Cupiał, dz. cyt., s. 171–173.

    [20] D. Cupiał, dz. cyt., s. 41.

    [21] P. Niedzielski, 30 rocznica śmierci Prymasa Tysiąclecia, http://www.oaza.pl/dokument.php?id=3335. Warto także sięgnąć do artykułu A. Grajewskiego Oskarżony ks. Franciszek Blachnicki, „Więź” nr 5, 2001 r.

    [22] E. Czaczkowska, Kardynał Wyszyński, Warszawa 2009, s. 546.

    [23] P. Niedzielski, 30 rocznica…, dz. cyt.

    [24] Wspomnienie bp Dembowskiego [za:] M. Piotrowski, Niepotrzebna polemika, dz. cyt.

    [25] T. Zieliński, Ruch oazowy obszarem zbliżenia katolicko- protestanckiego, Magazyn Teologiczny „Semper Reformanda”, http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20030303093902692.htm

    [26] Cały list do bp Błaszkiewicza [w:] D. Cupiał, dz. cyt., s. 168–169.

    Za: Zawsze Wierni, nr. 10/2012

     
c
Compose new post
j
Next post/Next comment
k
Previous post/Previous comment
r
Odpowiedz
e
Edytuj
o
Show/Hide comments
t
Idź do góry
l
Go to login
h
Show/Hide help
shift + esc
Anuluj